Refleksje powyborcze

Data: 23.12.2010

No i po wyborach. Kilkadziesiąt dni intensywnej pracy i efekt – 115 głosów poparcia. Czyżby porażka. W rozumieniu potocznym... zapewne. Większość z nas uzyskanie mandatu radnego traktuje, jako awans społeczny do lokalnej elity. Nieszczęściem jest, że odczucie takie podziela znaczna część wybrańców. Łatwo ich rozpoznać. To przysłowiowi celebryci. Wszędzie jest ich pełno. Nie odpuszczają sobie żadnego publicznego wydarzenia, a wręcz je inicjują. Zajmują miejsca pierwszoplanowe. Natomiast nie mają czasu na swoje podstawowe czynności. Reprezentowanie mieszkańców wobec władz samorządowych jest bardziej pracochłonne, mniej przyjemne, a na pewno mało medialne.

Pominę złośliwców, którzy z natury źle oceniają świat polityki, nie szczędząc niewybrednej krytyki każdemu z jego otoczenia. A o takich jak ja mówią: „Bynajmniej nie dostał się do koryta”.

Gdybym zakładał, że walczę o swój chleb, czy splendor – pewnie przeżywałbym „przegraną”. Bliżej mi jednak do tych co bardziej cenią „bycie” od „posiadania”. Stąd nie kierowałem się swoimi potrzebami materialnymi, czy ambicjonalnymi. Osiągnięty przeze mnie status zaspakaja moje potrzeby. Nie dorabiam za wszelką cenę, zajmując etaty młodszym ludziom. W życiu doświadczyłem wiele satysfakcji i nauk. Rozwiązywałem zagadnienia kształtujące różne dziedziny publiczne. Osiągnąłem określony poziom umiejętności, które z różnych przyczyn, dzisiaj są w stanie spoczynku. Tegoroczne wybory uznałem, jako okazję do złożenia Wągrowczanom oferty służby dla nich. Nie przyjęcie mojej propozycji przyjmuję bez dużych emocji. Wręcz odwrotnie, traktuję minione wydarzenie, jako kolejne doświadczenie. Być może zdecyduję się je kiedyś wykorzystać.

Wszystkim tym, którzy oddali głos na mnie, składam wyrazy podziękowania za zaufanie i wsparcie.

Andrzej BRANDT

powrót do Aktualności »